Nagrobki, duchy i gruby kocur

W zeszły weekend wybrałam się na cmentarz, żeby odwiedzić grób moich dziadków. Dawno już tam nie byłam, głównie ze względu na brak czasu, więc tym razem musiałam się zmobilizować i pojechać tam. Nie lubię cmentarzy, bo to takie smutne miejsca, kojarzą się tylko ze śmiercią, odchodzeniem, ze zmarłymi, w każdym razie z niczym przyjemnym.

Odwiedziłam nagrobki moich dziadków

nagrobki-warszawaCzasem jednak dobrze jest pojechać i postawić znicz, żeby nagrobki nie wyglądały tak pusto i ponuro. W drodze zatrzymałam się przy kwiaciarni, żeby kupić jakiś kwiatek i dwa znicze. Są to nagrobki podwójne, dla mojej babci i dziadka. Dzień się jeszcze wtedy szybko kończył, ciemno robiło się już koło siedemnastej. Niestety, w pracy mnie przetrzymali i nie zdążyłam przed zachodem słońca. Nie lubię jeździć po ciemku, nie wspominając już o odwiedzaniu nocą cmentarzy. Jednak już zaplanowałam sobie całą trasę i nie chciałam znowu specjalnie wyjeżdżać na ekskluzywne nagrobki-warszawa. Zaparkowałam samochód przy głównej bramie i ruszyłam ku nagrobkom. Cały czas miałam wrażenie, ze coś mnie obserwuje. Ale to przecież niemożliwe, nikogo tu nie ma, tak sobie mówiłam. Duchy nie istnieją, wampiry tym bardziej, nie ma się czego bać. Słyszałam co jakiś czas jakieś szmery, ale niczego nie widziałam. W końcu wiatr mógł rozrzucać liście czy przewrócić znicze. Doszłam do grobu, postawiłam znicze i kwiaty, ale wrażenie bycia obserwowaną mnie nie opuszczało. Kiedy wracałam nadal miałam takie samo wrażenie.

W końcu postanowiłam iść w kierunku obserwowanym. Z duszą na ramieniu ruszyłam w prawo, a tu się okazało, że za jednym nagrobkiem siedział gruby kocur, który nic sobie nie robił z tego, że mnie przestraszył. Wróciłam zatem do samochodu i ruszyłam spokojna do domu.